Tekst ukazał się również na http://drogafanatyka.pl
------------------------------------------------------
Chciałbym,
abyśmy na początku cofnęli się o prawie dwieście lat. Rok temu upadło powstanie
zwane powszechnie listopadowym. Adam Mickiewicz, który ma trzydzieści cztery
lata, pisze i wydaje trzecią część
dramatu pt „Dziady”. Przedstawia w nim
sytuację panującą na terenach dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, z
naciskiem na Litwę, w której krwawą ręką rządzi namiestnik cara Mikołaja I,
senator Nowosilcow. Dramat polskiego wieszcza opisuje cierpienia, jakich
doznaje młode pokolenie narodu polskiego. – aresztowania, śledztwa, tortury i
zsyłki.
Wtedy
zadaniem młodych Polaków była walka o odzyskanie własnego kraju i możliwości
stanowienia samemu o sobie. Krótko przed wybuchem powstania listopadowego, Adam
Mickiewicz zaszyfrował sposób walki z zaborcą w swoim „Konradzie Wallenrodzie”,
propagując walkę „lisią”, ponieważ na walkę „lwią” nie było środków. Niestety,
mądrość zawarta w tym utworze nie została odpowiednio odczytana i wykorzystana,
a por. Piotr Wysocki pamiętnego roku 1830 poprowadził podchorążych na
Belweder. Nie zamierzam dywagować na
temat, czy powstanie było dobrym pomysłem, czy to była psychologiczna
konieczność, czy kolejne oddanie pod nóż polskich elit. Chcę jedynie udowodnić,
iż tamto pokolenie – tak jak wszystkie pokolenia żyjące w ojczyźnie
zniewolonej, wiedziały o konieczności walki o zrzucenie jarzma zaborcy.
Dzięki
takiej niezłomnej postawie i pewnym historycznym wydarzeniom, po 123 latach
Polska znów wróciła na mapy polityczne jako odrębny kraj. Rok 1918 przyjmuje
się za początek suwerennego państwa polskiego. Znów nie chcę prawić szkolnych
banałów, o przekazaniu Piłsudskiemu władzy wojskowej, tworzeniu rządu oraz
wycofywaniu się obcych wojsk. To inna historia, którą prawdopodobnie większość
czytelników doskonale zna. Idźmy dalej.
Z
powodu późniejszych złych wyborów Marszałka, sytuacji politycznej w Europie,
sprzysiężeniu nazistowskiej Rzeszy z bolszewickim ZSRR, Polska po raz kolejny
znalazła się między Scyllą a Harybdą. Niespełna sześć lat po wybuchu II Wojny
Światowej, zostaliśmy po raz drugi sprzedani przez Brytyjczyków. W Jałcie. Wojna została oficjalnie zakończona
uściskiem ręki trzech grubych panów, tymczasem Polaków cały czas wywożono w
głąb Rosji. W lasach niezłomni partyzanci walczyli aż do 1963 roku, kiedy to
zabito ostatniego „zaplutego karła reakcji”, Józefa Franczaka. Trzy dekady później objawił się nowy, po Piłsudskim, „wybawiciel” – Lech
Wałęsa. Ponownie symboliczny uścisk dłoni, a właściwie symboliczna flaszka
wypita w Magdalence(choć bardziej wskazana byłaby tu liczba mnoga), otworzyła
nową epokę – Polski już nie socjalistycznej, lecz kapitalistycznej. W takim to
kapitaliźmie żyjemy po dziś dzień.
Tamte
pokolenia, urodzone między latami
1795-1918 i 1939-89, walczyły o wolny kraj. Pomimo ich starań, znaczna część żyjących
współcześnie między Odrą a Wisłą ciągle NIE JEST ZADOWOLONA. Dlaczego?
Być
może dlatego, że niepodległość kraju to nie wszystko. Suwerenność jest bardzo
ważna, lecz dla mnie równie ważne jest naród, powoli tonący w bagnie zepsucia
moralnego oraz zatracający swoją tożsamość i kulturę. Zatem jakie cele postawić
sobie może front narodowy, który najbardziej troszczy się o losy swej ojczyzny?
Wielu
uważa, iż najważniejsza jest zmiana osób rządzących, zaś mądrzejsi mówią o
zmianie ustroju. Zgoda. To w jakimś stopniu uzdrowi nasz coraz bardziej
śmieszny i chory kraj.
Lecz
według mnie ważniejsza jest walka, którą każdy z nas prowadzi dzień w dzień –
walka z samym sobą, ze swoimi słabościami: nałogami, chamstwem, ignorancją. Bo
jeśli Bóg da, że właśnie nam przyjdzie budować nową Polskę, w której każdy może
być szczęśliwy, to cóż stworzymy? Fundamentem musi być wiara, dobroć, prawo
oparte na prawie rzymskim i etyce katolickiej. W przeciwnym razie, to co
stworzymy nieprzetrwa naporu wszechogarniającego zepsucia – będzie niczym
biblijny dom postawiony na piasku.
Boli
mnie, iż wśród kibiców – „siły narodu”, uczestników wszystkich wydarzeń
patriotyczno-rocznicowych – coraz częściej widać zachowania niegodne. Nie mówię
tu o jednym konkretnym wydarzeniu, ale o życiu przeciętnego kibica, zajmującego
„Żylety” i „Młyny”. Mówię opierając się na przykładzie kibiców Legii, bo z
nimi, jako mieszkaniec stolicy, najczęściej się stykam. Znaczną ich część
stanowią osiedlowi dresiarze. Nazwę ich tak, abyście wiedzieli o kogo chodzi.
To iż ktoś chodzi w dresie, nie ma żadnego znaczenia. Zazwyczaj są to ludzie wulgarni, prości, by
nie rzecz – prostaccy, którzy niewiele sobą reprezentują. Osoby kierujące
fanclubami oraz organizacjami ultrasów, powinny wziąć to pod rozwagę, aby taki
stan rzeczy długo się nie utrzymywał. Coraz więcej kibiców zaczyna się
interesować historią, co cieszy. Żywię nadzieję, iż kibice zaczną odbudowywać w
sobie tożsamość narodu polskiego, w oparciu o jego wysoką kulturę zakorzenioną
w ponad tysiącletniej historii. Wołając za testamentem rotmistrza Pileckiego -
twórzmy Komitety Odbudowy Ducha Narodu Polskiego!
- Proszę
Pana, ale jak tu żyć? Jak sprawić żeby było lepiej?
- Bardzo
prosto. Pan zmieni siebie, ja siebie i już będzie trochę lepiej.
02.11.2012 r.